Border Reivers, czyli graniczni rozbójnicy
Przez ponad 300 lat tereny na pograniczu angielsko – szkockim były strefą wojny. Ziemie nieustannie zmieniały właściciela, a pokój był stanem tymczasowym. Inwazje, bitwy, oblężenia i potyczki trwały nieustannie. Wiele z pięknych i spokojnych dziś miejsc, niegdyś było krwawymi polami bitew. Pasmo morderstw, gwałtów i głodu w istotny sposób wpłynęło na mieszkających tam ludzi. Walka o przeżycie stała się podstawowym instynktem. Co więcej, władze obu krajów zachęcały ludzi pogranicza do napadania na siebie na wzajem. Wszystko to sprawiło, że najazdy i łupieże stały się sposobem na życie.
Graniczni rozbójnicy byli doświadczonymi jeźdźcami i ekspertami w kradzieży żywego inwentarza. Rozbójnicy najeżdżali zazwyczaj pod osłoną nocy, z dużą prędkością, z zaskoczenia. Doskonała znajomość terenu pozwala na szybką ucieczkę – ta była kluczowa, ponieważ obrabowani mogli szybko zebrać ludzi i ruszyć w pościg. Rabusie jechali „na lekko”, czyli bez większego uzbrojenia na wytrzymałych koniach lub kucach, które potrafiły znaleźć drogę pośród bagnistych torfowisk.
Za sprawą rozbójników powstało określenie szantaż, wymuszenie (blackmail) – czyli opłata w zamian za ochronę, uwolnienie od najazdów i innych niepokojów. Najsłynniejszym rozbójnikiem – wymusicielem był Hutcheon Graham, który szantażował całą wioskę przez kilka lat.
Ludność pogranicza żyła w stanie ciągłego pogotowia. W celu ochrony rodzin i dobytku budowali umocnione domy. Do tej pory po obu stronach granicy można natknąć się na ruiny umocnionych, kamiennych gospodarstw i wież mieszkalnych. Ludzie byli wyćwiczeni w walce i obronie. Zwykli farmerzy mogli stawić czoła 12-50 ludziom na koniach, bogate rodziny mogły wystawić nawet 3000 ludzi.
Graniczni rozbójnicy często prowadzili podwójne życie – wiosną i latem uprawiali ziemię, natomiast zimą stawali się brutalnymi bandytami. Ówczesny system ziemski, polegający na podziale ziemi między synów sprawiał, że kolejne pokolenia dziedziczyły coraz mniejsze i bardziej jałowe ziemie. To często prowadziło do głodu, a głód zmuszał do stania się rozbójnikiem i zdobywania środków do życia w inny sposób.
Z biegiem czasu w tym przygranicznym regionie zatarła się lojalność wobec kraju i króla. Ważniejsze były więzi rodzinne, bardziej istotne było nazwisko, niż to czy było się Szkotem czy Anglikiem. W tak brutalnym świecie więzi rodzinne oznaczały bezpieczeństwo i przetrwanie. Dla ludzi pogranicza najważniejszą osobą była głowa klanu i to jej rozkazów słuchano. Mimo groźby oficjalnej kary pogranicznicy (Szkoci i Anglicy) nawiązywali wzajemne stosunki towarzyskie – zawierali mieszane małżeństwa i razem pracowali. W regionie rozwinęła się sieć pogranicznych, rodzinnych sojuszy. Normalną rzeczą były grupy składające się ze Szkotów i Anglików. Mając rodziny po obu stronach granicy, grupy te najeżdżały oba kraje. Sojusze rodzinne wzmacniały władzę rozbójników, najazdy odbywały się w coraz większych grupach. W klanach bardzo ważny był rodzinny honor. Rozbójnicy rabowali i zabijali się na wzajem, często dochodziło do waśni rodowych i wendetty. Spory te mogły trwać latami, a nawet ciągnąć się przez pokolenia. Pod koniec XVI wieku wendetta stała się normalnym elementem życia ludzi pogranicza.
Do walki z rozbójnikami wyznaczono strażników. Strażnik musiał być wykwalifikowanym żołnierzem, dyplomatą, prawnikiem i szpiegiem jednocześnie. Zadaniem strażników było patrolowanie podległego im obszaru, odzyskiwanie zagrabionych dóbr i prowadzenie sądów. Strażnicy przeprowadzali też najazdy i polowania na rozbójników, ochraniali podległy im region przed inwazją i atakiem wrogich sił. Namiestnicy mieli do dyspozycji dobrze wykwalifikowane wojsko – w 1542 strażnik Thomas Wharton poprowadził 3 000 lekkiej kawalerii, aby pokonać w bitwie pod Soloway Mass szkocką armię składającą się z 18 000 ludzi.
W Szkocji Strażnicy byli zazwyczaj lokalnymi, zamożnymi właścicielami ziemskimi. Wielu z nich było jednoczenie rozbójnikami i stronnikami lokalnej polityki, przymierzy i wendetty. Szkocka władza nigdy w pełni nie zdawała sobie sprawy z ryzyka jakim było zatrudnianie lokalnej ludności na to stanowisko. Taka sytuacja nie miała miejsca po stronie angielskiej. Strażnicy rekrutowani przez Angielską Koronę nie pochodzili z lokalnej ludności, na stanowisko Strażnika wybierano jedynie zaufanych ludzi, wielu z nich było spokrewnionych z rodziną królewską. Miejscowa ludność nie akceptowała strażników, jako ludzi z innych stron. Strażnicy mieli dużą władzę, a napięcia między nimi a lokalną społecznością sprawiały, że ich służba była bardzo trudna.
W 1603 po śmierci królowej w kraju zapanowały rozruchy. Korzystając z tego rozbójnicy ze Szkocji najechali Anglię łupiąc ponad 4000 sztuk bydła.
Czasy rozbójników były jednak policzone. Po śmierci królowej Anglia i Szkocja zostały zjednoczone pod jedną koroną – królem został James IV of Scotland, znany jako James I of England w Anglii. Król chciał zamienić bezprawne pogranicze w spokojne hrabstwa. W latach 1603-10 oczyszczono ten region z rozbójników poprzez egzekucje, wygnania lub zmuszenie do służby wojskowej w innych regionach królestwa. Zlikwidowano urząd Strażnika i graniczne prawa. Umocnione domy i gospodarstwa zostały zburzone. W 1606 roku powołano specjalną komisję angielskich i szkockich oficerów, która miała władzę absolutną. Karała i sądziła pojmanych rozbójników, tak, właśnie w takiej kolejności. Oskarżeni najpierw byli traceni (wykonywano egzekucje), a potem dopiero odbywała się sprawa sądowa. Dobra rozbójników były konfiskowane i rozdane tym, którzy pomagali przy ich ujęciu.
6 komentarzy
Bardzo ciekawy post – szczerze zazdroszczę mieszkania w pięknej Szkocji 🙂
Bardzo dziekuje 😉 Szkocja to na prawdę piękny kraj!
Niesamowita architektura! Północna Anglia i Szkocja są na mojej liście miejsc do zobaczenia, a dzięki temu wpisowi, gdy w końcu się tam wybiorę na pewno odwiedzę Carlisle. Pozdrowienia!
Zdecydowanie polecam Szkocję, Jest tu mnóstwo pięknych i nadal jeszcze dzikich miejsc.
Wow! Faktycznie sufit jest świetny. Organy też wyglądają fantastycznie! 🙂 Jak nie przepadam za kościołami i katedrami, tak ta bardzo mi się podoba.
Sa takie miejsca, po ktorych niewiele sie spodziewamy, a po wejsciu po prostu zapiera dech! I to lubie 😉