Czas czytania 8 min
Drugiego dnia wybraliśmy się na wycieczkę trasą wiodącą przez środek wyspy. W Maspalomas odbiliśmy na północ w kierunku Fatagi. Wspinając się stopniowo w górę rozpościerały się przed nami wspaniałe widoki. Warto zatrzymać się w Fatadze, napić się tu kawy i przespacerować wąskimi uliczkami pośród pobielonych domków i poczuć niesamowitą cieszę i spokój tego miejsca.
Jadąc przez środkową część wyspy, co chwilę wyłaniają się co raz to inne, ciekawsze i piękniejsze widoki, a w tym najwyższy punkt wyspy, a jednocześnie jej symbol – Roque Nublo.
Kierując się dalej na północ zatrzymaliśmy się na chwilę w miasteczku Teror, w którym można oglądać tradycyjne XVIII-wieczne kamienice ozdobione charakterystycznymi, kanaryjskimi, drewnianymi balkonami.
Ostatni postój zrobiliśmy w miasteczku Firgas, gdzie znajduje się ciekawy pasaż. Na jego środku została wybudowana kaskada, która symbolizuje występującą w tym regionie wodę mineralną o właściwościach leczniczych. Obok kaskady ustawiono cudowne ławeczki wyłożone ręcznie malowanymi, ceramicznymi kafelkami. Każda ławeczka symbolizuje poszczególne gminy wyspy – nad każdą z nich znajduje się ich nazwa i herb, natomiast same ławeczki wyłożone są ręcznie malowanymi kafelkami, które ukazują najbardziej charakterystyczne obiekty danego regionu. Nieco wyżej, w dalszej części pasażu, w ciekawy sposób zaprezentowano wszystkie wyspy archipelagu, ukazując ich flagi, herby i symboliczne miejsca (również namalowane na kafelkach) oraz niewielkie trójwymiarowe modele poszczególnych wysp.
Trzeci dzień był chyba najciekawszy – wybraliśmy się w trasę słynną drogą GC-200 biegnącą wzdłuż zachodniego wybrzeża wyspy. Droga ta jest opisywana jako trudna i bardzo wymagająca dla kierowców. Owszem jest kręta, nawet bardzo, ale myślę że każda osoba, która na co dzień jeździ samochodem da radę ją przejechać. Nie polecam jej natomiast osobom, które cierpią na chorobę lokomocyjną, ponieważ jest to droga składająca się z samych zakrętów;) Dzięki temu jednak zapewnia fantastyczne wrażenie i cudowne widoki klifów, dolin, zboczy gór i oceanu. Pierwszy przystanek warto zrobić za miejscowością Mogan, po wspięciu się na przełęcz z której rozpościera się z jednej strony widok w dół dolinki Mogan, a z drugiej na piękny wąwóz w głębi wyspy. Kolejny ciekawy punkt widokowy znajduje się obok niezwykle kolorowych skał „Azulejos”. W niewielkim barze można kupić lokalne wyroby spożywcze, owoce oraz koktajle owocowe z dodatkiem np. owocu opuncji – polecam!
Kolejnym ciekawym miejscem w którym trzeba się zatrzymać, a które szczególnie polecam wszystkim fanom kaktusów, choć nie tylko, jest Cactualdea – ogromny ogród kaktusowy. Można tam zobaczyć mnóstwo przeróżnych gatunków tych roślin. Zdecydowanie mogłabym tam spędzić cały dzień, spacerując między kaktusami i pstrykając im zdjęcia, ale niestety musieliśmy się sprężać ponieważ czekała na nas dalsza część wyspy.
Za San Nicholas droga prowadzi samym brzegiem klifu. Można się tu zatrzymać na jednym z punktów widokowych skąd widać okazały zarys pobliskiej Teneryfy z jej najwyższym szczytem – Teide.
Z tego miejsca prowadzi chyba najciekawszy, a zarazem najbardziej niebezpieczny odcinek trasy. Droga jest tu wykuta w skale, która w wielu miejscach groźnie wisi nad przejeżdżającymi samochodami. Dlatego też na pewnym jej odcinku została rozpięta stalowa siatka mająca na celu łapanie odpadających odłamków skał.
Na koniec trasy zjechaliśmy nieco z utartego szlaku i podjechaliśmy do Sardiny, niewielkiej miejscowości, gdzie już raczej nie docierają turyści. Znajduje się tam niewielka plaża, choć woda po tej części wyspy jest o wiele chłodniejsza niż na południu oraz kilka knajpek. W jednej z nich postanowiliśmy coś przekąsić, ja podpatrzyłam u kogoś danie z ciecierzycy, które wspaniale mi zapachniało i postanowiłam go skosztować – okazało się, że było to niesamowicie smaczne połączenie ciecierzycy z hiszpańską szynką, cebulką, czosnkiem i ziołami. Polecam!
W drodze powrotnej przejechaliśmy przez miasto Galdar położone u stóp stromego wzgórza. Centrum miasta wyglądało bardzo ciekawie, jednak z powodu dość późnej pory nie zatrzymaliśmy się tu na dłużej. Jednak ponownie, jest to kolejny powód, aby jeszcze raz odwiedzić główną wyspę Kanarów 😉
Wakacje to oczywiście nie tylko zwiedzanie i jeżdżenie samochodem. Dlatego też przez pozostały czas oddawaliśmy się słodkiemu lenistwu – wylegiwaliśmy się na leżakach, pławiliśmy się w basenie, siedzieliśmy przy barze, piliśmy, jedliśmy i gadaliśmy, graliśmy (Scrabble i Monopoly karciane), a wieczory spędzaliśmy czas przy muzyce na żywo.
Na początku maja pojechaliśmy na wakacje na Gran Canarię. Była to nasza pierwsza wizyta na tej wyspie. Muszę przyznać, że wywarła ona nas mnie ogromne wrażenie i z pewnością jeszcze tam wrócimy. Pomimo, że były to wakacje all inclusive, dzięki wypożyczeniu samochodu objechaliśmy całą wyspę i zobaczyliśmy wiele ciekawych miejsc. Więcej o tym jak spędzam wakacje typu AI napisałam w osobnym poście.
Wyspa jest niezwykle ciekawa – jej południowa część, gdzie skupione są wszystkie turystyczne kurorty jest surowa, prawie pustynna, ciepła, słoneczna i sucha. Wystarczy jednak pojechać nieco bardziej na północ, a klimat zmienia się diametralnie, staje się bardziej wilgotny, a pustynia przechodzi w tętniący kolorami i intensywną zielenią ogród.
Nasz hotel znajdował się w Taurito – miejscowości wypoczynkowej, gdzie znajdują się tylko hotele. Większość z nich oferuje wakacje typu AI dlatego nie ma tam żadnych rozrywek, pubów czy restauracji. Jedyny sklep w tym ośrodku miał ceny średnio dwa razy wyższe niż inne sklepy na wyspie. Jednak, gdy decydujemy się na wakacje AI nie trzeba przecież wychylać nosa z hotelu;) Na plaży w Taurito można było skorzystać z wielu rodzajów sportów wodnych oraz zapisać się na kurs nurkowania (jedna z firm prowadzona jest przez Polaków). W kurorcie znajdował się także niewielki park wodny.
Jeżeli komuś brakuje sklepów, barów, restauracji i innych rozrywek może udać się do pobliskiego Puerto de Mogan lub położonego nieco dalej w przeciwnym kierunku prawdziwego, gwarnego kurortu Puerto Rico.
Puerto Rico to nic specjalnego, typowe turystyczne miasteczko z wieloma restauracjami serwującymi dania z całego świata oraz brytyjskim pubami oferującymi angielskie śniadania. Zdecydowanie jednak polecam odwiedzić urokliwą miejscowość Puerto de Mogan, z ładną plażą, licznymi sklepami, barami i restauracjami. Miasteczko jest śliczne, wymuskane, nieomalże jak z obrazka – białe domki z pergolami porośniętymi cudownymi, kolorowymi kwiatami o bardzo intensywnych barwach. Jak sama nazwa mówi znajduje się tutaj porcik z którego można wypłynąć w rejs żółtą łodzią podwodną lub łódką ze szklanym/przezroczystym dnem.
Puerto Rico to nic specjalnego, typowe turystyczne miasteczko z wieloma restauracjami serwującymi dania z całego świata oraz brytyjskim pubami oferującymi angielskie śniadania. Zdecydowanie jednak polecam odwiedzić urokliwą miejscowość Puerto de Mogan, z ładną plażą, licznymi sklepami, barami i restauracjami. Miasteczko jest śliczne, wymuskane, nieomalże jak z obrazka – białe domki z pergolami porośniętymi cudownymi, kolorowymi kwiatami o bardzo intensywnych barwach. Jak sama nazwa mówi znajduje się tutaj porcik z którego można wypłynąć w rejs żółtą łodzią podwodną lub łódką ze szklanym/przezroczystym dnem.
Łodzią podwodną pływaliśmy na Lanzarocie, dlatego tutaj się nie skusiliśmy. Miałam ochotę przepłynąć się łódką ze szklanym dnem, ale jakoś się nie złożyło, ale jak powiedziałam, zamierzam tam wrócić i jest to jedna z atrakcji z której na pewno następnym razem skorzystam.
Oczywiście nie wytrzymalibyśmy tygodnia nie ruszając się z hotelu, dlatego jak zwykle wypożyczyliśmy samochód i objechaliśmy wyspę poznając jej sekrety i zakamarki. Auto zarezerwowałam jeszcze przed wyjazdem przez internet w jednej z licznych wypożyczalni, choć niestety nie w Taurito, gdzie mieliśmy hotel, a w pobliskim Puerto Rico. Polecam zarezerwowanie samochodu z wyprzedzeniem, wtedy z pewnością nie będzie trudności z dostępnością samochodów, a ceny są o wiele niższe niż np. w wypożyczalniach w hotelach. Zdecydowaliśmy się wziąć samochód na trzy dni i myślę, że jest to optymalna opcja na tygodniowy pobyt. W końcu trzeba mieć także trochę czasu, aby odpocząć i nieco się polenić 😉
Pierwszego dnia, na rozgrzewkę, zrobiliśmy sobie niezbyt długą przejażdżkę. Po odebraniu samochodu w Puerto Rico ruszyliśmy drogą GC-500 wzdłuż wybrzeża do Maspalomas. Postanowiłam, że zatrzymamy się na chwilę w tym kurorcie, aby obejrzeć wielkie połacie wydm. Następnie pojechaliśmy do Aguimes – urokliwego, sennego miasteczka z labiryntem wąskich uliczek, w których można natknąć się na ciekawe rzeźby np. wielbłąda czy osiołka. Jednak jest ich o wiele więcej, również w drodze do tego miasteczka zauważyliśmy wiele ciekawych instalacji.
Wracając do hotelu ponownie zatrzymaliśmy się w Puerto Rico, aby zejść na plażę i wykąpać się w niesamowicie błękitnej wodzie.
Wracając do hotelu ponownie zatrzymaliśmy się w Puerto Rico, aby zejść na plażę i wykąpać się w niesamowicie błękitnej wodzie.
Drugiego dnia wybraliśmy się na wycieczkę trasą wiodącą przez środek wyspy. W Maspalomas odbiliśmy na północ w kierunku Fatagi. Wspinając się stopniowo w górę rozpościerały się przed nami wspaniałe widoki. Warto zatrzymać się w Fatadze, napić się tu kawy i przespacerować wąskimi uliczkami pośród pobielonych domków i poczuć niesamowitą cieszę i spokój tego miejsca.
Jadąc przez środkową część wyspy, co chwilę wyłaniają się co raz to inne, ciekawsze i piękniejsze widoki, a w tym najwyższy punkt wyspy, a jednocześnie jej symbol – Roque Nublo.
Kierując się dalej na północ zatrzymaliśmy się na chwilę w miasteczku Teror, w którym można oglądać tradycyjne XVIII-wieczne kamienice ozdobione charakterystycznymi, kanaryjskimi, drewnianymi balkonami.
Ostatni postój zrobiliśmy w miasteczku Firgas, gdzie znajduje się ciekawy pasaż. Na jego środku została wybudowana kaskada, która symbolizuje występującą w tym regionie wodę mineralną o właściwościach leczniczych. Obok kaskady ustawiono cudowne ławeczki wyłożone ręcznie malowanymi, ceramicznymi kafelkami. Każda ławeczka symbolizuje poszczególne gminy wyspy – nad każdą z nich znajduje się ich nazwa i herb, natomiast same ławeczki wyłożone są ręcznie malowanymi kafelkami, które ukazują najbardziej charakterystyczne obiekty danego regionu. Nieco wyżej, w dalszej części pasażu, w ciekawy sposób zaprezentowano wszystkie wyspy archipelagu, ukazując ich flagi, herby i symboliczne miejsca (również namalowane na kafelkach) oraz niewielkie trójwymiarowe modele poszczególnych wysp.
Trzeci dzień był chyba najciekawszy – wybraliśmy się w trasę słynną drogą GC-200 biegnącą wzdłuż zachodniego wybrzeża wyspy. Droga ta jest opisywana jako trudna i bardzo wymagająca dla kierowców. Owszem jest kręta, nawet bardzo, ale myślę że każda osoba, która na co dzień jeździ samochodem da radę ją przejechać. Nie polecam jej natomiast osobom, które cierpią na chorobę lokomocyjną, ponieważ jest to droga składająca się z samych zakrętów;) Dzięki temu jednak zapewnia fantastyczne wrażenie i cudowne widoki klifów, dolin, zboczy gór i oceanu. Pierwszy przystanek warto zrobić za miejscowością Mogan, po wspięciu się na przełęcz z której rozpościera się z jednej strony widok w dół dolinki Mogan, a z drugiej na piękny wąwóz w głębi wyspy. Kolejny ciekawy punkt widokowy znajduje się obok niezwykle kolorowych skał „Azulejos”. W niewielkim barze można kupić lokalne wyroby spożywcze, owoce oraz koktajle owocowe z dodatkiem np. owocu opuncji – polecam!
Kolejnym ciekawym miejscem w którym trzeba się zatrzymać, a które szczególnie polecam wszystkim fanom kaktusów, choć nie tylko, jest Cactualdea – ogromny ogród kaktusowy. Można tam zobaczyć mnóstwo przeróżnych gatunków tych roślin. Zdecydowanie mogłabym tam spędzić cały dzień, spacerując między kaktusami i pstrykając im zdjęcia, ale niestety musieliśmy się sprężać ponieważ czekała na nas dalsza część wyspy.
Za San Nicholas droga prowadzi samym brzegiem klifu. Można się tu zatrzymać na jednym z punktów widokowych skąd widać okazały zarys pobliskiej Teneryfy z jej najwyższym szczytem – Teide.
Z tego miejsca prowadzi chyba najciekawszy, a zarazem najbardziej niebezpieczny odcinek trasy. Droga jest tu wykuta w skale, która w wielu miejscach groźnie wisi nad przejeżdżającymi samochodami. Dlatego też na pewnym jej odcinku została rozpięta stalowa siatka mająca na celu łapanie odpadających odłamków skał.
Na koniec trasy zjechaliśmy nieco z utartego szlaku i podjechaliśmy do Sardiny, niewielkiej miejscowości, gdzie już raczej nie docierają turyści. Znajduje się tam niewielka plaża, choć woda po tej części wyspy jest o wiele chłodniejsza niż na południu oraz kilka knajpek. W jednej z nich postanowiliśmy coś przekąsić, ja podpatrzyłam u kogoś danie z ciecierzycy, które wspaniale mi zapachniało i postanowiłam go skosztować – okazało się, że było to niesamowicie smaczne połączenie ciecierzycy z hiszpańską szynką, cebulką, czosnkiem i ziołami. Polecam!
W drodze powrotnej przejechaliśmy przez miasto Galdar położone u stóp stromego wzgórza. Centrum miasta wyglądało bardzo ciekawie, jednak z powodu dość późnej pory nie zatrzymaliśmy się tu na dłużej. Jednak ponownie, jest to kolejny powód, aby jeszcze raz odwiedzić główną wyspę Kanarów 😉
Wakacje to oczywiście nie tylko zwiedzanie i jeżdżenie samochodem. Dlatego też przez pozostały czas oddawaliśmy się słodkiemu lenistwu – wylegiwaliśmy się na leżakach, pławiliśmy się w basenie, siedzieliśmy przy barze, piliśmy, jedliśmy i gadaliśmy, graliśmy (Scrabble i Monopoly karciane), a wieczory spędzaliśmy czas przy muzyce na żywo.
Mam nadzieję, że podobał się Wam ten wpis i nie zalałam Was zbyt dużą ilością zdjęć. W kolejnym wakacyjnym poście napiszę o kilku praktycznych poradach oraz cenach na Gran Canarii. Mam nadzieję, że będziecie zainteresowani?
Pozdrawiam!
11 komentarzy
Relacje z podróży to posty, które lubię przeglądać u innych, bo dzięki nim nie tylko mam szansę poczytać i pooglądać relacje z pięknych miejsc, lecz także podpatrzeć styl pisania takich wpisów – muszę przyznać, że notki podróżnicze bardzo słabo mi wychodzą, dlatego lubię brać sobie takie blogowe lekcje u innych piszących o tym 😉
Wooow, Firgas mnie urzekło. W tym roku waham się między Kanarami właśnie a Cyprem – hmm, kto wie, dokąd skieruję swoje kroki 🙂
Kanary mogę z czystym sercem polecić, są na prawdę piękne, trzeba tylko wyjechać z kurortów 😉 Na Cyprze jeszcze nie byłam, choć też się nad nim zastanawiam 😉
Fajnie, mam nadzieję, że podobało Ci się to co i jak napisałam 😉 Ja też podpatruję jak piszą inni 😉
Przepiękne zdjęcia. Nigdy nie byłam na kanarach, ale Twoja relacja bardzo mnie zachęciła do odwiedzenia tego miejsca.Po woli zaczynają mi się marzyć wczasy w takim ciepłym, cudownym miejscu z dużą ilością pysznego jedzonka:).A ja zapraszam dzisiaj do przeczytania czemu w końcu zdecydowałam się na Disqus oraz na Linkowe Party u Lifestylerki. To świetna okazja, żeby zaprezentować swojego bloga, przeczytać ciekawe artykuły oraz poznać świetne osoby. Serdecznie Cie zapraszam:).
Ja mieszkam w miejscu, gdzie rzadko jest cieplo i takie wakacje w goracym kraju to dla mnie koniecznosc, jezeli chce sie wygrzac 🙂 Kanary sa bardzo ladne, ciekawe i niezwykle roznorodne 😉 Na Gran Canarie z pewnoscia jeszcze wroce, choc teraz planuje wyjazd na La Palme 😉
U mnie szału też nie ma jeśli chodzi o pogodę, więc chętnie łapie każdy promyczek słońca:)
Z Kanarów znam tylko Lanzarote. Jak dla mnie jest ona niezwykła. Niby mała wyspa, byłam tam dwa razy i jeszcze mi mało, bo wiele miejsc zostało nieodkrytych. Twój wpis o Gran Canarii – ciekawy. Też lubię zwiedzać na własną rękę. Można wtedy odkrywać różne miejsca po swojemu.
Pozdrawiam 😉
Bylam na Lanzarote i tez bardzo mi sie podobalo 😉 Ta wyspa jest bardzo urokliwa.
A co do zwiedzania na wlasna reke to jest to jedyny, sluszny rodzaj zwiedzania, nie tylko mozna zwiedzac po swojemu, ale co sie chce i jak sie chce! 🙂
Nigdy tam ie byłam, jeszcze 🙂 Wspaniałe zdjęcia i zachęcający opis!
Pozdrawiam
Cieszę się, że wpis się podoba;) A GC polecam, jest piękna!