(powyższe zdjecia nie są moje – ściągnięte z internetu)
Prosto z wypożyczalni pojechałam na lotnisko, dojechałam w samą porę (jadąc ulicą widziałam lądujący samolot Ryanair). Jedynym niemiłym akcentem był cennik na parkingu przy lotnisku – 30min 2,5 funta;/ Na szczęście udało mi się zmieścić w tym czasie, szybko zapakowałam siostrę i po krótkich ustaleniach, ponieważ godzina była jeszcze bardzo wczesna, postanowiłyśmy się gdzieś przejechać. Zdecydowałam, że pokażę jej wyspę Cramond, gdzie chciałam zabrać ją już poprzednim razem, jednak wtedy jakoś zabrakło czasu. Tym razem udało się:)
Cramond to wyspa położona na zatoce Firth, na północy Edynburga. Wyspa znajduje się w odległości kilometra od brzegu i można się na nią dostać po grobli, która odsłania się podczas odpływu, natomiast w czasie przypływu znajduje sie kilka metrów pod wodą.To zdjęcie zrobiłam z samolotu, gdy wracałam do Edi po nowym roku, widać że wtedy był odpływ i można było dostać się na wyspę.Udało nam się trafić na odpływ i sucha nogą dostałyśmy się na odległą wysepkę, na której znajdują się ruiny umocnień i fortyfikacji z okresu II wojny światowej, broniących wejścia do zatoki. Z wysepki rozpościera sie ciekawy widok na zatokę i północną część miasta.
Po takim spacerze zgłodniałyśmy i wróciłyśmy do domu na kurczaka w sosie kokosowo – migdałowym (mojej produkcji) z chlebkiem naan. Następnie stwierdziłyśmy, że nie ma sensu siedzieć w domu i poszłyśmy się przejść na ulicę Morningside i znajdujące się tam sklepy – głównie „second hand”, ale także malutkie sklepiki z uroczymi pierdółkami cieszącymi oko. Coś tam nawet nabyłyśmy:)
Wieczorem wcześnie poszłyśmy spać, bo następnego dnia czekała nas wyciecka do St Andrews i trzeba było wcześnie wstać.