Mimo, że bardzo lubię prowadzić i mam prawo jazdy od bardzo dawna (zdałam egzamin mając 17 lat). Własny samochód miałam od IV klasy liceum i swego czasu bardzo dużo jeździłam, obecnie w zupełności wystarcza mi rower 😉 W czasach studenckich woziłam się Fiatem 126p. Ja i mój „malacz” stał się legendarny wśród moich znajomych z roku (pozdrawiam, jeśli ktoś z Was to czyta;)), którzy chętnie się do niego pakowali, aby ich gdzieś podrzucić. Choć chyba większą radochę sprawiało im moje zachowanie za kierownicą. W tamtych czasach nie wyobrażałam sobie poruszania się po mieście inaczej niż moim blaszaczkiem. Na rower wsiadałam sporadycznie, czasami na niedzielną przejażdżkę do lasu.
Kiedyś, gdy pojechałam do szkoły rowerem (liceum, koniec lat 90-tych), wszyscy się na mnie dziwnie i z niedowierzaniem patrzyli. Byłam chyba jedyną osobą, która przyjeżdżała rowerem i z braku zrozumienia szybko go porzuciłam. Modniejszy i bardziej popularny był samochód, rower był obciachowy. Cóż, to były inne czasy, które na szczęście minęły i mam nadzieję, że obecnie więcej młodzieży przyjeżdża do szkoły rowerami, które w ostatnich latach stały się bardzo popularne i pretendują do miana „normalnego” środka transportu, jak ma to miejsce w innych krajach.
W czasach studenckich samochodem jeździłam wszędzie, nawet na uczelnię mimo, że dystans był bardzo nieduży, zdecydowanie mniejszy niż mój obecny do pracy, który pokonuje rowerem, a ostatnio nawet pieszo (!). Teraz, gdy o tym myślę jest mi zwyczajnie wstyd.
Mieszkając w Polsce nie wyobrażałam sobie życia bez auta, tu na Wyspach mam zupełnie odwrotnie – nie wyobrażam sobie życia bez roweru i nie mam potrzeby posiadania samochodu (i nie wynika to z ruchu lewostronnego;)). Nie potrzebuję go mieć tylko po to, aby mieć. Nie wynika to u mnie z jakichś głębszych pobudek, nie dorabiam do tego żadnej ideologii, opieram się na zdroworozsądkowych przemyśleniach, własnej wygodzie i dbałości o swój portfel 😉
Edynburg to małe miasto, choć miejscami górzyste, jednak wszędzie można dojechać w rozsądnym czasie rowerem, często szybciej niż komunikacją miejską, a już na pewno szybciej niż samochodem. Rower w mieście to najszybszy środek transportu.
Mieszkamy stosunkowo blisko centrum, i gdy się tam wybieramy zazwyczaj decydujemy się na spacerek, lub ewentualnie dojeżdżamy autobusem. Lubimy po zakupach czy zwiedzaniu wejść do pubu na pinte dobrego piwa, a będąc kierowcą nie mogłabym sobie na to pozwolić. Także po zjedzeniu czegoś na mieście, często w dość obfitych ilościach, półgodzinny spacer dobrze robi.
Co jednak najistotniejsze – przyjeżdżanie samochodem do centrum absolutnie mija się z celem – szybciej można dojść na pieszo. Poza tym w centrum miasta istnieje problem z miejscami parkingowymi, a jeżeli już się je znajdzie to trzeba za nie słono płacić. Po co mi ten problem, stres i zmarnowane pieniądze? Idę na pieszo, jadę rowerem, lub w ostateczności podjeżdżam autobusem.
Co więcej, do niektórych miejsc łatwiej jest się dostać rowerem, korzystając ze ścieżek rowerowych, tras wzdłuż rzeki czy kanału, niż samochodem/autobusem, które jeżdżą tylko ulicami, te zaś często kluczą i nadkładają drogi. Rowerem mogę przejechać przez remontowaną ulicę, nieprzejezdną dla aut, korzystam z wolnych od ruchu ścieżek rowerowych wybudowanych w miejscach dawnych linii kolejowych, które fantastycznie prowadzą przez miasto, omijam stojące w korkach samochody. A nie cierpię stać w korkach! Czuje bezsilność, niemoc i złość, gdy z jakiegoś powodu muszę jechać autobusem, który stoi w korku i tylko patrze na wyprzedzających mnie cyklistów, którzy beztrosko jadą przed siebie.
Człowiek po to wymyśli samochód, aby wygodnie siedzieć w korkach
W brytyjskich miastach istnieje coś takiego jak “Park and Ride” (Parkuj i Jedź), czyli wielkie, darmowe parkingi na obrzeżach miasta (przy obwodnicy i drogach wlotowych), które są bardzo dobrze skomunikowane z centrum miasta (są tam zlokalizowane przystanki autobusowe). Chodzi o to, aby ludzie przyjeżdżający do miasta (do pracy czy na zakupy), nie wjeżdżali do centrum samochodami, tylko zostawili je na parkingu, a do centrum dojeżdżali komunikacją miejską, która jest bardzo dobrze zorganizowana, autobusy jeżdżą często, są czyste i wygodne (szczególnie fajnie siedzi się na górze;)).
Dobrze funkcjonują także połączenia kolejowe. Warto skorzystać z pociągu, gdy chce się dojechać z centrum na obrzeża miasta, zajmie to zdecydowanie mniej czasu niż toczenie się autobusem, czy nie daj boże samochodem w godzinach szczytu!
Również przy stacjach kolejowych zlokalizowane są duże parkingi. Ponownie chodzi o zmniejszenie liczby samochodów w mieście. Ludzie mieszkający w miastach – sypialniach, w odległych wioskach czy na farmach dojeżdżają samochodami na stacje, tam zostawiają auto na parkingu i do miasta jada koleją.
Jako ciekawostkę napiszę, że w Szkocji uruchamiane są nowe linie kolejowe, a raczej wznawiane są połączenia, które niegdyś istniały i zostały zlikwidowane, jak się teraz okazuje niesłusznie. Wkrótce zamierzam o tym napisać nieco więcej.
Zakupy bez samochodu – czy to możliwe?
Wiele osób z pewnością wykorzystuje samochód do przewożenia zakupów, jestem zdania, że zakupy dla dwóch osób, nawet nieco większe, spokojnie można zapakować na rower, a konkretnie do sakw, kosza czy ewentualnie plecaka. Przewoziłam rowerem już różne rzeczy i nigdy nie miałam sytuacji, że z czymś się nie zabrałam. To pomaga także ograniczać zakupy i nie kupować wszystkiego co wpadnie nam w oko, a jedynie to co jest faktycznie potrzebne – zawsze trzeba brać pod uwagę ograniczona pojemności sakw 😉
Rowerem można przewozić nie tylko codzienne sprawunki, ale także psa, kota czy dziecko, a także inne niewymiarowe przedmioty (np.odkurzacz). Trzeba się tylko do tego odpowiednio przygotować, a mobilność i ekonomiczność jest nieporównywalna.
Dzięki temu, że nie mam samochodu codziennie podczas dojazdów do i z pracy zażywam nieco ruchu. Nie stresuję się o samochód, że ktoś mi go ukradnie, zniszczy, porysuje, przebije opony czy roztrzaska szyby. Brak samochodu oszczędza mi także nerwów związanych z poszukiwaniem miejsc parkingowych, nie tylko w centrum, ale także pod domem. W niektórych częściach miasta parkowanie na ulicy, nawet dla mieszkańców, jest płatne, trzeba wykupić odpowiedni karnet lub pozwolenie, aby mieć pewność, że znajdzie się miejsce parkingowe pod domem. Panują tu dość restrykcyjne przepisy dotyczące parkowania, które jest egzekwowane przez parkingowych (parking attendants), którzy kontrolują nawet parking publiczne (niepłatne), ale takie na których nie można parkować dłużej niż określoną ilość godzin np. parkingi przy centrach handlowych.
Jest bardzo prawdopodobne, że gdybym miała inną pracę, do której samochód byłby mi potrzebny, lub gdybym mieszkała za miastem, kupiłabym samochód, jednak na chwilę obecną zupełnie nie mam takiej potrzeby.
Ponieważ nie mam własnego samochodu, a czasami zdarza się, że jest potrzebny np. do przeprowadzki, lub mamy ochotę pojechać na jakaś dalszą wycieczkę, to wtedy po prostu wypożyczam auto, co wychodzi taniej niż jego utrzymanie przez cały rok.
Podsumowując
Pisząc to wszystko nie chciałabym być źle zrozumiana. Nie jestem przeciwniczką posiadania i korzystania z samochodu, ponieważ jak wcześniej napisałam lubię samochody, lubię jeździć i prowadzić. W tym poście chciałam jedynie udowodnić, że da się żyć bez samochodu, a dzięki temu być zdrowym i szczęśliwym, przy okazji oszczędzając nieco pieniędzy. Rozumiem, że są ludzie którym samochód jest potrzebny czy wręcz niezbędny do pracy, mają 3 dzieci, które muszą rozwieźć do przedszkoli/szkół/lekarza i faktycznie łatwiej jest je zapakować do auta niż na rower. Chodzi mi jednak o to, aby zwrócić uwagę na to, że nie zawsze i nie wszędzie trzeba jechać samochodem. Nie trzeba, ba nawet nie należy, odwozić dzieci samochodem do szkoły oddalonej zaledwie o kilkaset metrów (!) od domu. Jeżeli wykorzystujecie samochód na co dzień do pracy, w dni wolne postarajcie się z niego zrezygnować. Idźcie na spacer lub zamieńcie go na rower, po takiej aktywności od razu poczujecie się lepiej, będziecie dobrze spać i nie będzie bolała was głowa;)
Wpis ten powstał w związku z Dniem bez Samochodu, który przypada właśnie dziś, na zakończenie Europejskiego Tygodnia Zrównoważonego Transportu. Mam nadzieję, że i Wy zrezygnowaliście dziś z 4 kółek i dotarliście do miejsc docelowych w inny, bardziej ekologiczny sposób, który jednocześnie poprawia wasze samopoczucie;)
Pozdrawiam!
1 Komentarz
Bardzo fajnie tłumaczone. Ja jednak fan motoryzacji nie mogę sobie pozwolić na brak samochodu 😉