Czas czytania 3 min
Uff, w końcu udało mi sie przebrnąć przez tę książkę, a była to, wierzcie mi, droga przez mękę. Zaczynałam ja dwa razy, czytałam pół roku, ostatecznie dobrnęłam do końca z czystej ciekawości i gasnącej nadziej, że czymś w końcu zaskoczy, poza tym jak już zaczynam coś czytać, to lubię skończyć.
Bardzo czekałam na tę książkę, ponieważ podobały mi sie poprzednie powieści D. Browna. Niestety tym razem bardzo sie rozczarowałam.
Książka porusza problematykę masońska, zagadnienia religijno – filozoficzne, wspomina o nowej nauce – noetyce. Okazuje się także, że autor doszukuje się sie tajemniczego przekazu na kartach Biblii, co wzbudziło we mnie pewną niechęć. Choć z zainteresowaniem czytałam „Kod Leonarda”, który uważany jest za najlepszą z jego książek, uważam, ze ciekawsza jest „Cyfrowa Twierdza” czy „Zwodniczy Punkt” – pozycje o nieco odmiennej tematyce (w miarę możliwości postaram się sie dodać ich recenzje) czy w końcu „Anioły i Demony” również związane z tematyka kościelną, lecz niewzbudzające (u mnie) takich kontrowersji czy niechęci.
Książka łączy się z poprzednimi postacią głównego bohatera – profesora, znawcy symboliki – Roberta Langdona. Tym razem profesor zostaje podstępnie zwabiony do Waszyngtonu i zmuszony do pomocy w odnalezieniu tajemniczego portalu, który ma odkryć dostęp do tajemnej wiedzy. I tak biedny profesor biega po całej stolicy, jej zabytkach i podziemiach, zadziera z CIA, przeżywa coś w rodzaju projekcji astralnej, i nieomalże ujawnia wszystkie masońskie tajemnice.
Jak widać schemat jest dość podobny do wcześniejszych powieści z udziałem specjalisty od symboli – główny bohater podstępem ściągnięty do miejsca wydarzeń, nieustanna walka z czasem oraz niebezpiecznym, aby nie powiedzieć psychopatycznym przeciwnikiem oraz elegancka i inteligentna kobieta. Aby dać profesorowi zadanie na miarę jego umiejętności, książka została nafaszerowana całym mnóstwem różnego rodzaju symboli, tajemnych znaków i zagadek, nad którymi nie ma czasu sie zastanawiać, a mimo to rozwiązania spływają na niego jak olśnienie.
Z drugiej strony książka ma swoje zalety, najważniejszą z nich jest, podobnie jak we wcześniejszych powieściach, niesamowita zdolność autora do łączenia faktów (historycznych), powszechnie znanych dzieł literackich, sztuki i architektury z fikcją, które doskonale współgrają tworząc zgrabną całość.
Autor niewątpliwie potrafi także budować napięcie i zaciekawić czytelnika częstymi niedomówieniami lub niespodziewanymi przerwaniami akcji, jednak może się wydawać, że zabieg ten został tu zastosowany na zbyt dużą skalę, co po pewnym czasie staje się po prostu męczące.
Niektórych z pewnością wciągnie zagmatwana historia i wiele tajemnic, należy jednak pamiętać, że jest to literatura popularna, a nie naukowa. Jest to fikcja, a jej głównym celem jest dostarczenie czytelnikowi rozrywki i oderwanie go od rzeczywistości i codzienności. Dlatego też nie powinno przykładać się zbyt surowej miary do skojarzeń autora i wymyślonej przez niego fabuły.
I na zakończenie ostatnia refleksja, choć książka nieco mnie rozczarowała, to przyznam, że czekam na kolejną powieść Browna, bo ciekawa jestem, co tym razem „weźmie na warsztat” i jakie tajemnice odkrywać będzie w kolejnej przygodzie profesor Langdon;)
1 Komentarz
Bardziej od książki rozczarował mnie film. Przyznam się po cichu: myślę że Brown się wypalił.